Nekrodrachon
Nekrodrachon | |
---|---|
Grupa | Nieumarłe/Smokowate |
Nastawienie | Przyjazne/Neutralne/Wrogie |
Odżywianie | Mięso/Magio/Życiożerne |
Występowanie | Środkowa Alarania |
Populacja | Rosnąca |
Spis treści
Wygląd
To zwierzę zewnętrznie przypomina smoka, mawia się nawet, że kiedyś nim było lub do jego stworzenia posłużyły części ciała (np. kości) wspomnianego wyżej magicznego jaszczura. Nekrodrachon, bo o nim mowa, osiąga olbrzymie rozmiary - największe osobniki przewyższały wzrostem najokazalsze wytwory architektury humanoidów, a ich waga liczyła dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy funtów. Tyczy się to jedynie najstarszych lub najbardziej odżywionych siłami magii stworzeń. Przeciętny dojrzały (a jaszczury te rosną przez całe życie) drakolisz mierzy tyle, co czteropiętrowa kamienica przy masie 5-20 słoni nurwijskich. Nekrodrachony nie grzeszą barwnym umaszczeniem - znamienita większość przyjmuje barwy grafitu, antracytu bądź hematytowej czerni. Na spodniej stronie ciała, gdzie tarczki kostne i łuski są niemalże przezroczyste, obserwuje się istny balet przypominających barwą akwamaryn struktur podobnych do żył. Dowiedziono, iż powyższe twory powstały z naczyń włosowatych i rozprowadzają magię lub siły witalne po ciałach jaszczurów, potrafią także magazynować energię w postaci twardych złogów, zwanych "kamieniami Śmierci". Nie ma dwóch osobników o takim samym wzorze tych naczyń przewodzących. Wbrew pozorom, na łbie zakończonym kilkoma kostnymi tworami umieszczone są również ukryte przed wzrokiem ciekawskich ślepia nekrodrachona. Ich barwa (zarówno białek, jak i źrenic) nie różni się od kolorytu reszty ciała. Tylko z przestworu źrenicznego łypie na widza złowieszczo naczynko magazynujące magię na czarną godzinę (tzw. "oczko nekrona"). Nikt nie oszacował jeszcze, jak długo trwa doczesna egzystencja drakolisza.
Odżywianie
Nekrodrachony to stworzenia mięsożerne i drapieżne. Nie ma chyba zwierzęcia czy potwora, którego nie zdołałby zabić i zeżreć dorosły osobnik tego gatunku, oczywiście współdziałając ze współplemieńcami w stadzie (największe olbrzymy są poza zasięgiem pojedynczych, a nawet niewielkich grup rodzinnych drakoliszów). Ten krewniak smoków nie pogardzi nawet padliną czy kośćmi, którymi żywi się w chudych czasach. Ponadto stworzenie to pożywia się wichrami magii (preferują wiatry dziedziny śmierci), które wdycha pyskiem bądź nozdrzami. Również siły witalne żyjących lub energia utrzymująca stan nieumarłych stanowi pokarm tych olbrzymów. Pochłaniają ją poprzez dotyk bądź lizanie powierzchni ciała ofiary.
Zachowanie
Ten gatunek z reguły żyje w grupach liczących do kilkudziesięciu osobników. Zwyczajami bardziej przypomina stadne dziwojaszczury typu jajołap gruchacz (link) aniżeli prawdziwe smoki. Samce nekrodrachona nie wykazują wobec siebie agresywnych zachowań, chyba że pobratymiec zagraża stadu, młodym bądź któremukolwiek z jego członków. Drakolisze w stadzie są ze sobą bardzo zżyte, porozumiewają się ze sobą bogatym repertuarem dźwięków: od przypominających ptasie trele przez pomrukiwania i bełkotliwe jęki do siejącego popłoch i przerażenie ryku. Oprócz tego potrafią przekazywać sobie telepatyczne sygnały, a także je odbierać i chętnie wykorzystują tę zdolność nie tylko w stosunku do członków własnego gatunku, lecz także innych istot, w tym zwłaszcza humanoidów. Często zakładają siedziby w pobliżu miejsc o silnie wyczuwalnej mocy magicznej, zwłaszcza z dziedziny śmierci (pola wielkich bitew, cmentarze, katakumby etc. lub pieczary, w których spoczęły doczesne szczątki smoka itp.). Nekrodrachony potrafią używać magii i robią to, by dostosowywać środowisko, w którym osiadły, do własnych potrzeb. Nigdy jednak nie niszczą dzieł Natury, co innego wytwory cywilizacji humanoidów - te mogą być przez nie usunięte, gdy zagrażają ich dobrostanowi lub egzystencji. Drakolisze wykształciły dziwny rytuał, który pozwala im przeżyć chude czasy we w miarę dobrej kondycji: potrafią one przekazywać sobie wzajemnie nadmiar zgromadzonej energii witalnej poprzez ocieranie się pyskami tak, by nozdrza dawcy i biorcy zetknęły się ze sobą. Często obserwuje się przy tym miganie naczyń przewodzących energię. Zachowanie to nazwano altruizmem Śmierci. Nekrodrachony rozmnażają się ze sobą w sposób płciowy, nie składają jaj - te inkubują się wewnątrz organizmów samic aż do wylęgu, gdy w pełni ukształtowane młode zostają wydane na świat. Niekiedy gady same magicznie tworzą kolejne tym razem dojrzałe osobniki ze szczątków smoków tudzież podobnych stworzeń. Drakolisz taki ma wielkość dorosłego słonia i odrobinę jaśniejsze umaszczenie.
Informacje dodatkowe
Nekrodrachon mylnie nazywany jest drakoliszem, czyli smokiem, który z bliżej nieokreślonych powodów (na pewno nie wydłużenia życia, to u tej rasy potrafi ciągnąć się przez millennia) dopełnił rytuału Nieśmierci i stał się inteligentnym martwiakiem - liszem. Niekiedy określenie to stosuje się wobec istoty powstałej w wyniku eksperymentu jakiegoś mistrza nekromancji na tyle szalonego, by stworzyć rozumnego, w dodatku władającego magią i żywiącego się nią nieumarłego ze smoczych kości (a smoki -jak wiadomo- nie lubią być niepokojone nawet po śmierci). Tak czy owak - błąd ten rozpowszechnił się już na tyle, że nawet niektórzy uczeni wykładają na uniwersytetach tego typu kalumnie. By temu zapobiec, zorganizowano zjazd najtęższych głów - znawców tematu i orzeczono, iż nekrodrachony powstały albo przez przypadek (np. poprzez dostanie się smoczych kości lub jakiegoś niekoniecznie powiązanego ze smokami gada w obręb działania olbrzymich zawirowań śmierci), albo to Przedwieczny powołał je do życia (czy może raczej nieżycia?), by dzięki nim osiągnąć jakiś dalekosiężny cel. Póki co, między obydwoma koncepcjami panuje błogi remis i niech już tak zostanie dla dobra nauki.
Mortyści powszechnie wierzą, że przodkowie tych stworzeń zostali zesłani przez Przedwiecznego jako odpowiedź na błagalne modły, by ten uchronił ludność miasta E’adh Tarh-shak położonego drzewiej na obszarze dzisiejszych Mrocznych Dolin od szalejącej dawno temu zarazy. Ponoć trup słał się gęściej niż to bywa zazwyczaj w przypadku najkrwawszych z wojen czy plag tzw. morowego powietrza. Nie nadążano z kopaniem kolejnych rowów, zapełnianiem ich warstwami zwłok nieszczęśników oraz wapna, które miało zapobiegać szerzeniu się zarazy z jej grobowca. Nawet palenie szczątków zmarłych nie przynosiło spodziewanych rezultatów. Pozostała jedynie nadzieja w bóstwach, które błagano o położenie zarazie kresu lub uleczenie pozostałych przy życiu chorych. Legenda głosi, iż gdy tylko zaczęło się inkantowanie modłów charakterystycznym zaśpiewem żałobnym, sposród tłumu wiernych wyłonił się Śmierć pod postacią maga i przekonał kapłanów, by udali się z Nim na pobliskie cmentarzysko smoków. Tam mocą swą powołał do nieżycia tuzin przodków nekrodrachonów wielkości dorosłego mamuta. Stworzenia rzuciły się do pożerania nie pochowanych ciał zmarłych, pochłaniały także magię, która wydzieliła się w wyniku rozkładu tychże. Polowały nawet na wszechobecne wówczas szczury, ale nie żywiły wrogich zamiarów wobec ludzi, z którymi nawiązały telepatyczną więź. Mag wrzucił do miejscowej studni kilka łusek, które wykruszyły się jego podopiecznym podczas żerowania, a następnie zaklął wodę w niej zgromadzoną. Polecił mieszkańcom jej picie, by zaraza ich oszczędziła, po czym dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Niedługo potem, choroba odeszła w niepamięć, a wśród oszczędzonych od moru dzięki wstawiennictwu Przedwiecznego pojawiło silne pragnienie opuszczenia przeklętego miejsca, w którym doznali tyle zła. Tak też uczyniono i uciekinierzy rozproszyli się w trzech głównych kierunkach: wschodnim, południowo-zachodnim i południowo-wschodnim. Pierwsza fala eksodusu nie odeszła daleko, w lasach na obszarze Dolin założyła bowiem miasto, na fundamentach którego powstała dzisiejsza Mauria. Druga migracja dotarła na Równiny Centralne, gdzie migranci ramię w ramię z mrocznymi elfami wydzierali pierwotnej puszczy miejsce do życia dla swoich rodzin. Ostatnia część ocaleńców trafiła do Dalivadu. Po wiekach wchłonęli ją miejscowi Eravallowie, jednak głoszone przez jej członków idee nie popadły w zapomnienie - do dzisiaj istnieje tam jedyny na Zachodzie ośrodek mortyzmu. Nekrodrachony także się rozdzieliły, dołączając do uchodźców, lecz niewielka część nie opuściła miejsca narodzin, a ich potomkowie żyją tam po dziś dzień.